niedziela, 29 maja 2011

GEORGETOWN – starcie numer 1

Spędziliśmy w Kuala Lumpur ponad dwa tygodnie. Nie pałaliśmy specjalną chęcią wyjazdu, ale czasu mieliśmy coraz mniej – niecały miesiąc na dotarcie do Chiang Mai w Tajlandii. A jakby nie patrzeć trochę kilometrów zostało nam jeszcze  do pokonania.
Kierunek był więc nam znany – trzeba jechać na północ. Nasz wybór padł na Georgetown, żeby jeszcze troszkę „złapać” Malezji.

Dotarliśmy do Georgetown późnym wieczorem. Najczęściej staramy się przemieszczać nocą. Daje nam to nocleg jakby gratis, poza tym jeśli przyjeżdzamy do miasta kiedy jest ciemno, najczęściej mamy problemy ze znalezieniem noclegu. Unikamy więc, ale czasem nie da rady. Tak niestety było tym razem...

Jak tylko wysiedliśmy z autobusu zaczęliśmy kierować się w stronę Chinatown w poszukiwaniu taniego noclegu. Większość pokoi zajęta, a jak już się trafił jakiś wolny to cena porażała. No o co chodzi? Wiedzieliśmy, że tanio tu nie będzie, ale żeby płacić za hostel tyle co za hotel 3gwiazdkowy?? Odpowiedź była prosta – Chiński Nowy Rok. Oblężenie totalne. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy chyba najbardziej obskurny pokój jaki w życiu widzieliśmy. Do pokoju gratis dostaliśmy recepcjonistę, który nie chciał się odczepić i ciągle pukał i czegoś chciał. Nie ważne, mówiliśmy sobie, przespać się trochę a jutro z rana stąd uciekamy...


Brak komentarzy: