poniedziałek, 23 lutego 2009

Prozaiczne problemy w bajkowym świecie

Żeby nie było - boskie Buenos aż takie boskie nie jest i parę (dosyć poważnych) problemów nam stworzyło. Głównie dwa: pierwszy to dobrze się najeść za małe pieniądze a drugi... najprościej rzecz ujmując Buenos pozbawiło nas ubrań, a w sumie ich zdecydowanej większości...
Rozpieszczeni kuchnią brazylijską, zakochani wręcz w rewelacyjnie przyrządzonej wołowince wyczytaliśmy w przewodniku, że to Argentyna słynie z najlepszego mięska wołowego na świecie! Nastawiliśmy się więc na super-ekstra-pyszna wyżerkę. Wręcz doczekać się nie mogliśmy naszego pierwszego obiadku w Buenos. Znaleźliśmy knajpę gatunku niższych, w środku dużo lokalnych i niskie ceny. Nic więcej nam nie było potrzebne. Szczęśliwi zamówiliśmy po kawałeczku wołowinki i czekaliśmy :)
No i przyszło do nas długo oczekiwane pożywienie. Każde z nas dostało wielki i gruby kawał mięcha z wielką i grubą kością uciekający krwią, czyli osmażony na półsurowo. Miny nam zbladły - żadne z nas takiego mięsa nie jada! My lubimy taki cieniutki kawałek mięska, bez kości, żył i krwi... Na szczęście dotarły do nas też frytki i jednak postanowiliśmy się napić koka-koli... Twardo spróbowaliśmy naszego obiadu... i od tego momentu staraliśmy się nawet nie patrzeć na nasze talerze. Wciągnęliśmy frytki, popiliśmy colą.
Następnego dnia zaczęliśmy poszukiwania komórczakowego obiadu. Okazało się jednak, że kurczak to towar luksusowy (od A$25 za obiad). I skoczyło się na tym, że większość naszego pobytu jedliśmy pizzę, której po kilku dniach mieliśmy serdecznie dosyć ;) Generalnie jedzenie w Buenos drogie, jak w warszawskich knajpach...
W Buenos nadszedł też czas na pranie, które ani w Brazylii ani w Argentynie nie jest tanie (około 25-30zl za kilogram). Czasami jednak z lawanderii korzystać trzeba :) Znaleźliśmy nie daleko naszego hotelu pralnię, dosyć łatwo się dogadaliśmy z obsługą. Ale wyznaczony termin odbioru prania przypadł na ogromną ulewę, schowaliśmy się w pokoju, pranie musi poczekać do dnia następnego, czyli dnia naszego wyjazdu - bilety już kupione! Niestety, pani-właścicielka wolała sobie dłużej pospać aniżeli otworzyć interes... Tak wiec nasz pranie zostało w Buenos a my z Buenos wyjechaliśmy. Ciepłych ubran brak, podobnie jak koszulek itp. No coz :) zdarza sie :)



Kotek jak kotek kombinuje :)



Grafiti w całej Ameryce Południowej przedstawia niesamowicie wysoki poziom, tylko pozazdrościć, że u nas nie ma takiego grafiti...

Jedna z wielu form przedstawiania miłości do Che...

Brak komentarzy: