środa, 9 listopada 2011

I można sobie posiedzieć i popatrzeć...

Niezmiennie, codziennie późnym popołudniem i wieczorem chodziliśmy w Vientiane nad rzekę i zahipnotyzowani patrzyliśmy. Na ludzi, na zachód słońca, na dzieci bawiące na nowiutkim placu zabaw (zdaje się, że to prezent od Francuzów), na rozkładające się knajpy, na rowrzystów... Ot, taka nasza mała przyjemność :)








Brak komentarzy: