poniedziałek, 18 lipca 2011

Songkran, czyli tajski Nowy Rok

Jest polskie lanie wody, czyli Śmingus-Dyngus. Jest boliwijskie lanie wody, czyli El Carnaval. Jest tajskie lanie wody, czyli Songkran.
Songkran to witanie tajskiego Nowego Roku. Najważniejsze jest oczyszczenie, dosłowne (sprzątanie domów itp.) i przenośne (dusza). Z Songkranem wiąże się wiele fajnych tradycji, które niestety odchodzą coraz bardziej w zapomnienie. 
Niezmienne pozostaje lanie wody. Trwa "jedyne" trzy dni (conajmniej!) i generalnie chodzi o zabawę. Całe Chiang Mai zmieniło się w jedną wielką imprezę, z koncertami na każdym kroku i innymi atrakcjami. Oczywiście  poza wodą lało się też piwo. I wszyscy się bawili, od rana do wieczora z wielkim bananen na buzi.
To co nas najbardziej uderzyło to kultura lania wody. W Elblągu nie nie raz miałam okazję zobaczyć, jak podczas Lanego Poniedziałku banda chłopaków wrzuca ledwo chodzącą staruszkę do metalowej wanny z lodowatą wodą. W Tajlandii byłoby to nie do pomyślenia. Tutaj starszym okazuje się szacunek. Z resztą nie tylko starszym, kiedy jakiś Taj oblał mnie wodą po głowie – przeprosił. Oczywiście turyści też czynnie uczestniczyli w zabawie, ale jak ktoś słusznie zauważył Songkran dla Tajów to dobra zabawa a dla białasów wodna wojna.
My też podczas Songkranu się bawiliśmy. Do tego stopnia, że urządziliśmy sobie Songkran w naszym hostelu. Poprosiliśmy właściciela o duże wiadro, sami zakupiliśmy małe i nikomu, kto koło nas przejechał nie przepuściliśmy! Sobie nawzajem zresztą też ;)
Rewelacja!!!

























Brak komentarzy: