piątek, 22 kwietnia 2011

Smaczne, aż pałeczki lizać!

Sanya charakteryzuje się dużą ilością raczej drogich akwariowych restauracji. Nazwaliśmy tak knajpy, które przed wejściem miały ustawione mniejsze i większe akwaria. A w nich: w krewetki, ostrygi, kraby, czasem homary i inne stworzenia morskie. Z pewnością jedzenie było tam smaczne, jednak budżetowo po prostu nie dla nas.


Z determinacją szukaliśmy więc klasycznego chińskiego street foods. Nie jest to takie proste i może śmiało powiedzieć, że uliczne jedzenie jest w Sanyi pochowane. Jednak po wielu wysiłkach w końcu nam się udało. Z czystym sumieniem możemy stwierdzić, że hainańska kuchnia jest przepyszna!

Nasze pierwsze odkrycie: muslimskie jedzenie. Początkowo przekonywała nas czystość tego miejsca, potem odkrywaliśmy coraz to nowsze i coraz smaczniejsze dania. Na pewno ręcznie robiony makaron, który był podstawą większości dań, był tym „sekretnym składnikiem” odpowiedzialnym za niepowtarzalny smak jedzenia.  Zupa z makaronem i makaron z warzywami w sosie – nasi faworyci.




Odkrycie drugie: tofu. Jeszcze w Kantonie zasmakowaliśmy się w tofu, a Haikou i Sanya tylko utwierdziły nas w przekonaniu o tym, jakie bogactwo smaku chowa w sobie. W Sanyi jadaliśmy tofu albo w opcji „homestyle”, albo „three flavours”.


„Homestyle tofu” to tofu podane w sosie sojowym, z dużą ilością chilli i szczypiorku (zdjecie powyzej). To było najczęściej zamawiane przez nas danie. Natomiast „three flavours tofu” to tofu doprawione chilli pod trzema postaciami: płatki chilli, marynowane chilli czerwone, i mieszanka chilli zielonego z czerwonym. Nie muszę pisać, że danie z gatunku bardzo pikantnych. (Konfiguracja chilli bywa różna w różnych miejscach, ale zawsze chodzi o chilli, chilli i jeszcze raz chilli). Na szczęście obsługiwała nas zawsze ta sama Chinka, która przezornie mówiła nam że „one flavours” nam wystarczy. Niestety raz nasza kelnerka zniknęła, i wtedy zrozumieliśmy co znaczy „three flavours”…

I nasze trzecie odkrycie: sushi na 5 zeta. Robione na szybko, w dwóch postaciach do wyboru, podawane z wasabi oraz sosem sojowym. Nie wiemy dlaczego, ale tego dnia wasabi było dla nas wyjątkowo mocne... oczywiście ku radości całej obsługi i innych konsumentów, bo wyglądaliśmy jak w klasycznej kreskówce: świeczki w oczach nam stanęły i po omacku szukaliśmy wody, dużo wody!
Kupowaliśmy to sushi parę razy i nigdy nie skończyło się na jednym zestawie...


Brak komentarzy: