wtorek, 22 marca 2011

No nie ma letko!

Z Haikou do Sanyi (mnie więcej 300km) przejechaliśmy w półtorej godziny. Średnia prędkość pociągu: 250km/h. Niestety nie możemy się powstrzymać i w tym momencie nader serdecznie pozdrawiamy PKP. I przy okazji warszawskie metro też możemy pozdrowić…


Dotarliśmy do Sanyi późnym wieczorem, było około godziny 21ej. Co najmniej dwie zajęło nam dojechanie do odpowiedniej dzielnicy. Byliśmy skrajnie zmęczeni, nie spaliśmy od dwóch dni i zależało nam na szybkim znalezieniu hostelu z dormem. Tanio się wyspać i odpocząć. A następnego dnia wyruszyć na poszukiwanie czegoś fajnego do pomieszkania – w końcu planowaliśmy zostać na Hainanie dłużej.
Łaziliśmy mniej więcej kolejne dwie godziny szukając noclegowi podanej w Lonely Planet. Niestety utknęliśmy w martwym punkcie. Była godzina 1 w nocy. Zmęczenie powoli przekształcało się w warczenie na siebie nawzajem. Nikt nie był w stanie nam powiedzieć gdzie znajduje się Youth Hostel a ulica przy której się mieścił zdawała się istnieć tylko w przewodniku. Niesamowitym zbiegiem okoliczności, stojąc jak sieroty na środku ulicy, zostaliśmy wypatrzeni przez uśmiechniętego Chińczyka. Okazał się być właścicielem („tego cholernego chyba jednak nie istniejącego”) hostelu, którego tak zawzięcie szukaliśmy! W mniej niż piętnaście minut dotarliśmy na miejsce…
Pomoc byłaby w porządku gdyby nie fakt, że koleś zamiast w dormie ulokował nas w najdroższym pokoju, ale byliśmy tak wykończeni że po prostu zasnęliśmy…


Za jedną noc w Youth International Hostel zapłaciliśmy 120zł. Dzień później mieszkaliśmy w mieszkaniu z pokojem, łazienką, kuchnią i widokiem na ocean za 60zł. Nasze mieszkanko wyglądało tak:























Dworzec w Sanyi jaki jest każdy widzi. I dlatego umieściliśmy te pozdrowienia na początu posta...

Brak komentarzy: