Dotarliśmy do Sanyi późnym wieczorem, było około godziny 21ej. Co najmniej dwie zajęło nam dojechanie do odpowiedniej dzielnicy. Byliśmy skrajnie zmęczeni, nie spaliśmy od dwóch dni i zależało nam na szybkim znalezieniu hostelu z dormem. Tanio się wyspać i odpocząć. A następnego dnia wyruszyć na poszukiwanie czegoś fajnego do pomieszkania – w końcu planowaliśmy zostać na Hainanie dłużej.
Łaziliśmy mniej więcej kolejne dwie godziny szukając noclegowi podanej w Lonely Planet. Niestety utknęliśmy w martwym punkcie. Była godzina 1 w nocy. Zmęczenie powoli przekształcało się w warczenie na siebie nawzajem. Nikt nie był w stanie nam powiedzieć gdzie znajduje się Youth Hostel a ulica przy której się mieścił zdawała się istnieć tylko w przewodniku. Niesamowitym zbiegiem okoliczności, stojąc jak sieroty na środku ulicy, zostaliśmy wypatrzeni przez uśmiechniętego Chińczyka. Okazał się być właścicielem („tego cholernego chyba jednak nie istniejącego”) hostelu, którego tak zawzięcie szukaliśmy! W mniej niż piętnaście minut dotarliśmy na miejsce…
Pomoc byłaby w porządku gdyby nie fakt, że koleś zamiast w dormie ulokował nas w najdroższym pokoju, ale byliśmy tak wykończeni że po prostu zasnęliśmy…
Za jedną noc w Youth International Hostel zapłaciliśmy 120zł. Dzień później mieszkaliśmy w mieszkaniu z pokojem, łazienką, kuchnią i widokiem na ocean za 60zł. Nasze mieszkanko wyglądało tak:
Dworzec w Sanyi jaki jest każdy widzi. I dlatego umieściliśmy te pozdrowienia na początu posta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz