wtorek, 15 marca 2011

Dziwny ten tropik...

Nawet bardzo dziwny ten chiński tropik, bo jakiś taki zimny… Ciepłe buty i kurtki nadal były w modzie a miało być w końcu ciepło! Poszliśmy więc do KFC na kawę, żeby troszkę cieplej się zrobiło i żeby oprzytomnieć po długiej podróży. Dosyć szybko dostaliśmy się na dworzec, kupiliśmy bilety na pociąg do Sanyi i mieliśmy parę godzin do wykorzystania w Haikou.

W ciągu mniej więcej sześciu godzin udało nam się:
- znaleźć fryzjera męskiego i ostrzyc R.
- znaleźć chińską „Biedronkę” i zrobić zakupy
- kupić sobie owocki i wciągnąć je bardzo szybko
- dotrzeć nad jeziorko i chwilkę posiedzieć
- zjeść obiad w KFC i nie umrzeć z nadmiaru chilli

i najważniejsze:

- zjedliśmy najlepsze tofu na patyku

I w związku z tym Haikou pozostanie dla nas miastem tofu na patyku :) zdjęcia tofu na patyku brak – zjedzone za szybko...

Jak widzicie Kanton i Haikou nie ofitują w zdjęcia. Niestety przenikliwe zimno nie inspirowało do pykania fot... brrr...!


Brak komentarzy: