Nawet bardzo dziwny ten chiński tropik, bo jakiś taki zimny… Ciepłe buty i kurtki nadal były w modzie a miało być w końcu ciepło! Poszliśmy więc do KFC na kawę, żeby troszkę cieplej się zrobiło i żeby oprzytomnieć po długiej podróży. Dosyć szybko dostaliśmy się na dworzec, kupiliśmy bilety na pociąg do Sanyi i mieliśmy parę godzin do wykorzystania w Haikou.
W ciągu mniej więcej sześciu godzin udało nam się:
- znaleźć fryzjera męskiego i ostrzyc R.
- znaleźć chińską „Biedronkę” i zrobić zakupy
- kupić sobie owocki i wciągnąć je bardzo szybko
- dotrzeć nad jeziorko i chwilkę posiedzieć
- zjeść obiad w KFC i nie umrzeć z nadmiaru chilli
i najważniejsze:
- zjedliśmy najlepsze tofu na patyku
I w związku z tym Haikou pozostanie dla nas miastem tofu na patyku :) zdjęcia tofu na patyku brak – zjedzone za szybko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz