czwartek, 16 kwietnia 2009

"wyboista" droga do Santa Cruz

Jedno jest pewne. W Boliwii czas to pojęcie autentycznie względne. Bardzo dobrze pokazują to godziny odjazdów autobusów. Jeżeli masz bilet wykupiony na godzinę 19:00 oznacza to, że od godziny 19:00 możesz spodziewać się przybycia autobusu na dworzec. W żadnym wypadku nie odjazdu autobusu w trasę! Chyba tylko raz zdarzyło nam się wyjechać o 'czasie' :) No ale tak naprawdę to po co się spieszyc??
Tak więc z Cochabamby wyjechaliśmy z ponad godzinnym opóźnieniem. Czekała nas (pomimio względnie krótkiego odcinka) calonocna podróż w autobusie o komforcie żadnym :) ale nam to nie straszne, wszystko jest tylko silą przyzwyczajenia :) Mieliśmy tylko nadzieję, że tym razem droga do Santa Cruz nie dostarczy nam tylu wrażeń co ostatnio - byliśmy w błędzie :)
Sytuacja się powtórzyła. Obudziliśmy się rano a nasz autobus stał. Myśleliśmy, że sytuacja się powtórzyła. Autobus się rzekomo popsuł i zaraz pojawią się na horyzoncie mili panowie, którzy za dodatkową opłatą dowiozą nas do Santa Cruz. Ale nie tym razem. Wysiedliśmy z autobusu a przed nami rząd kilkudziesięciu samochodów i autobusów. WSZYSTKO STOI. Tym razem na naszej drodze stanął (dosłownie i w przenośni) protest na JEDYNYM moście prowadzącym do Santa Cruz. Utknęliśmy...


To nie tak, że nauczyliśmy się płynnie hiszpańskiego (baardzo tego żałujemy) i dogadaliśmy się z lokalnymi, żeby o proteście się dowiedzieć. W autobusie koło nas siedział dwumetrowy biały człowiek, na oko 70 lat i więcej z żoną. Mówił trochę po angielsku i to on poinformował nas, że na moście jest strajk. Po krótkiej rozmowie okazało się, że starszy pan mówi też płynnie po niemiecku, bo jest Austriakiem, który "z niewiadomych" przyczyn w 1950 roku opuścił swoją piękną ojczyznę... Pomimo pewnych (być może historycznych? :P) niechęci do starszego pana okazał się on być niezastąpionym źródłem informacji na temat Boliwii. A! Żeby nie było starszy pan był dla nas bardzo miły :)

I tak dowiedzieliśmy się, że:
* na moście strajkują Indianie przeciwko cłom nałożonym przez ich ukochanego prezydenta - Evo Moralesa. Chodzi o to, że do tej pory wszystkie samochody mogły być sprowadzane do Boliwii bez żadnego cła. Podobny protest widzieliśmy w Cochabambie pod hasłami 'Evo malo', czyli 'Evo zły'.
* w Boliwii trzeba uważać na malarię, zwłaszcza w okolicach Santa Cruz. Chociaż nawet w La Paz zdarzają się przypadki zachorowań. Starszy pan, na przykład, przechodził malarię trzy razy. Pocieszające jest to, że malaria w Boliwii jest zdecydowanie mniej niebezpieczna niż ta, która występuje w Afryce. Uważać też trzeba na gorączkę Dengue'a. Są dwie odmiany tej choroby i jedna z nich jest śmiertelna. My, posiłkując się informacjami w LP, myśleliśmy że choroba Dengue'a jest niebezpieczna tylko dla dzieci. Pod tym względem wierzymy jednak starszemu panu.
* bez problemu można w Boliwii kupić kawałek parku narodowego Pantanal. Pantanal to dżungla, która w Brazylii (znanej z wycinania lasów deszczowych) jest objęta najściślejszą ochroną, dbają o to i chuchają na to, bo to domek wielu żyjątek i na przykład można tam zobaczyć jaguara :) Z drugiej strony granicy, w Boliwii można kupić 1 hektar Pantanalu za 1 USD!
* starszy pan wyprowadził nas z blędu. Myśleliśmy, że relatywnie mało jest naprawdę bogatych Boliwijczyków. Okazało się, że aż 15% społeczeńśtwa stanowią bogaci bogaci. I nie jest to żadna mafia - to po prostu ludzie, którzy w odpowiednim czasie, przy odpowiedniej ekipie rządzącej nakradli conieco z dóbr naturalnych, których Boliwia ma nie mało.

Trochę ciekawych informacji Austriak nam przekazał. Tylko z naszej strony ciągle cisnęło się na usta pytanie ile starszy pan musiał wiosek spalić, że opuścił swój piękny kraj, o którym mówił z taką dumą??

Wypadek na moście. W sumie w dobrym czasie, bo i tak ruch zatrzymany.

Brak komentarzy: