poniedziałek, 16 marca 2009

Miasto pięknych kobiet i niskich cen :)

Boliwia od razu nam się spodobała, a w sumie to Santa Cruz nam się spodobało. Dużo biedy i dziadostwa rekompensowane niskimi cenami i fajnymi ludźmi. Miasto bardzo przypomina miasta w Kambodży - liche interesy i rodzący się kapitalizm. Egzotyka po Brazylii i Argentynie, ale bardzo przyjazna egzotyka :)
W Santa Cruz rzuciły nam się w oczy dwie rzeczy. Boliwijska mania prześlicznych placów i skwerków, na których przesiaduje się dniami i wieczorami oraz prześliczne dziewczyny. Do tego stopnia śliczne, że potrafią skutecznie spowodować foszenie się podróżujących Polek ;) Bo niestety, podróżujące Polki miały na co patrzeć w Brazylii i Argentynie, w Boliwii na facetów w ogóle nie ma co patrzeć, bo z reguły to niskie "wąsate meksykance"...

Double w residenciale: 100Bs; jugos (soczek) ze świeżo wyciskanych pomarańczy: 3Bs; porcja kurczaka z frytami: 10Bs, saltienas (czyli pierog z pysznym mięskiem w środku i warzywami): 3Bs.

Już teraz możemy powiedzieć, że do Boliwii można się łatwo przekonać dzięki kuchni. Po Argentynie, gdzie mieliśmy problem, żeby się najeść tanio a przede wszystkim smacznie Boliwia to RAJ. Jadaliśmy w rożnych miejscach - i z lokalcami w podrzędnych knajpach i restauracjach recomended by LP. I absolutnie nigdzie nie byliśmy niezadowoleni :) Zajadaliśmy się przepysznym kurczakiem z frytami albo saltienas. Saltienas jest jakby potrawa narodowa. To pierog w słodkim cieście a w środku farsz z kurczaka albo wołowinka albo same warzywka, na pikantnie albo nie. Mniama :)
Czas spędzony w Santa Cruz to z pewnością nie był czas spędzony aktywnie. Nie ma w tym mieście (poza jedną bazyliką chyba) nic do oglądania czy zwiedzania tak więc siedzieliśmy i odpoczywaliśmy. Słowem regenerowaliśmy się skutecznie :) Łaziliśmy sobie po ulicach i sobie patrzyliśmy na ludzi na ludzi, interesiki... Santa Cruz jest zbudowane jak typowe miasto średniowieczne, a jest to o tyle dziwne,że jeszcze 30 lat temu to w ogóle nie było miasto. Centralnym punktem jest plac z kościołem. Wokół równoległe i prostopadłe uliczki (bardzo wąskie) a każda uliczka to inny biznes. Tak więc jest ulica z fryzjerami, sklepami, szwalniami czy drukarniami. Widok co najmniej dziwny, bo na przykład na pierwszy rzut oka można uznać, że w Santa Cruz w ogóle nie ma mercados, bo nie znaleźliśmy ulicy sklepowej :)
Cale miasto nie zachwyciło nas specjalnie, ale trzeba przyznać, że bardzo fajnie mimo wszystko się tam siedziało i leniuchowało. Dobry początek zaserwowała nam Boliwia :)

A! Boliwia to kraj bajerowania i flirtowania :) na każdym kroku widać pary i młode i stare, które jakby tylko rozmawiają, ale jakby raczej sobie troszku flirtują :)



Pomimo barier językowych z właścicielami pięknej psinki rozmawiało się bardzo przyjemnie :)
W języku angielsko-hiszpańskim z dużym dodatkiem języka rąk :)



Przykłady ulicznego byznesu w Santa Cruz.


Trafiliśmy na jakąś weekendową imprezę 'na mieście'. Była i orkiestra i tańce :)


A tak właśnie powstaje soczek :)Metalowe ustrojstwo upodobaliśmy sobie bardzo, bo wydaje z siebie super soczek ze świeżych pomarańczek lub grapefruitów.

Sposób na rodzinne spacerowanie :)


Duża porcja lodów to duża porcja szczęścia :)

Brak komentarzy: