poniedziałek, 2 lutego 2009

Miasto Boga - poszukiwanie magii

Wjechaliśmy do Rio od północnej strony rozklekotanym autobusem (najtańsza opcja, komfort podroży żaden, jeden przystanek z powodu awarii trwający tylko 3 godziny, bagaże non-stop przyczepione lub przywiązane do nogi, ręki itp :) Przywitał nas zapierający dech w piersiach widok z gigantycznego mostu. Zaraz jednak oprzytomnieliśmy na dworcu - oczka dookoła główki trzeba mieć a i to czasem za mało... Wzięliśmy pierwszą lepszą taksówkę do dzielnicy Botafogo - przyjemne zaskoczenie, bo nie wydaliśmy majątku (R$30), oczywiście wcześniej uzgodniliśmy cenę z panem taksówkarzem. Udało nam się za drugim podejściem znaleźć hotel za rozsądną cenę, zwłaszcza jak na ceny panujące w Rio. Po ponad 20-godzinnej podroży padliśmy - jutro wyruszymy i poznamy miasto...

Bilet Porto Seguro-Rio de Janeiro opcja conventionale: R$ 140/osoba; Hotel w bardzo średnim standardzie (pokoj bez okna) double: R$ 80; Bilet na autobus komunikacji miejskiej: R$ 2-3 ( na metro trochę drożej).

Sąsiedztwo naszego hotelu może nie nastraja zbyt dobrze, bo bez trudu udało nam się znaleźć hotel na godziny (w wiadomym celu wynajmowany;p), ale z drugiej strony możemy sobie spokojnie wyjść na wieczór na piwko bez większej obawy o bezpieczeństwo (dla porównania druga czy trzecia ulica równoległa do Copacabany nie nastraja do długich spacerów nawet w dzień...).
Nasze pierwsze dni w Rio to przede wszystkim poznawanie miasta i szukanie jego uroku. Zobaczyliśmy już ścisłe centrum, Copacabanę, Ipanemę i dzielnicę na której mieszkamy i pomimo naszych wielkich starań klimatu miasta Boga nie udało nam się jeszcze znaleźć... :((( oby to się zmieniło...!

Już dwa razy lokalni nas ostrzegali. A to że wybraliśmy złą ulicę, bo tą akurat ulicą to się nie chodzi (byliśmy w centrum miasta...) albo żeby patrzeć uważnie na aparat. Ciągle trzeba się pilnować, bo jeśli skręcisz w nieodpowiednią ulicę może się okazać, że już jesteś na fawelach a tam lepiej nie być... O bezpieczeństwie, a w sumie niebezpieczeństwie, moglibyśmy pisać tutaj dużo, prawda jest taka że wszystko się tutaj sprowadza do faweli i ich mieszkańców. Problem jest taki, że w Rio fawele są wszędzie...

Żeby jednak nie sprawiać wrażenia, że Rio de Janeiro to tragiczne miasto (bo nim nie jest) skoncentrujmy się na pozytywach :) Zachwyca położenie miasta - wybrzeże, góry, zatoki. Do tego zabójcza wręcz architektura. Copacabana a w szczególności Ipanema zapierają dech w piersiach. Wbrew opiniom ~profesjonalnych~ przewodników można znaleźć tu jedzenie nie tylko dobre ale i bardzo tanie. Możemy tez obalić mit, że Ameryka Poludniowa to nie Azja i nie można się tu tanio ubrać. Nie prawda! wystarczy znaleźć porządny bazarek, gdzie kupujesz bluzkę za cale R$4. A dzięki takiej bluzce z łatwością wtapiasz się w tłum :) Owocki i soki z nich są dostępne na każdym rogu :) No oczywiście Rio to także luksus i drożyzna, czasem trochę na wyrost jakby.

My, na pierwszą wycieczkę wybraliśmy centrum miasta. Pogoda nie dopisała do tego stopnia, że byliśmy zmuszeni szukać parasolkowych naganiaczy na ulicy. Do centrum dotarliśmy metrem, które jest droższe od autobusów ale jest też czyste, szybkie i bardzo bezpieczne (jak na brazylijskie standardy). A od stacji metra przeszliśmy na transport nóżek własnych. Generalnie, centrum Rio jest bardzo ładne - dużo starych, podupadających kamienic, ładne parki, nowoczesne wyszukane budowle i ... bardzo dużo czarnych braci wysiadujących w bramach, łypiących nieprzyjaźnie na turystów czy w ogóle na ludzi.
Praktycznie w centrum znajduje się bardzo fajny bazar, z gatunku kupisz tutaj wszystko :) Znajduje się on na kilku ulicach, a otoczeniu stylowych ( i zaniedbanych) kamieniczek. Kolorowe budynki, stragany, ciągły gwar i cała masa ludzi tworzą niesamowity klimat tego miejsca :) I do to tego znaleźliśmy super-tanie jedzonko, R$ 6 za porcje dla chłopa-giganta :) A wszystko wyciągnięte prosto z kontenerów chińskich ;p Ten bazarek to chyba najbardziej popularne miejsce zaopatrzenia lokalców.

Bluzeczka damska: R$4-6; t-shirt męski: R$ 5-6; modna (tutaj) torba: R$ 12.

Kolejny dzień łażenia przyniósł odkrywanie plaż - Copacabany i Ipanemy. Oj, Copacabana robi wrażenie - gigantyczne i nowoczesne apartamentowce, do tego kamienice w stylu art deco, w połączeniu z szeroką i bardzo ładną plażą oraz górami w tle, no i atlantyckie fale idealne dla surferów... :) Nie dziwi nas już wcale sława i prestiż Copacabany. Podobno jednak to Copacabana ma najgorszą sławę jeśli chodzi o przestępczość - widać jednak działania władz, jest naprawdę sporo posterunków policji itp. No a tak poza tym, Copacabana nawet jeśli niebezpieczna ogólnie to i tak jest baaardzo bezpieczna w porównaniu z plażami w Salvadorze.

O ile Copacabana nas zachwyciła bardzo ale to bardzo, to Ipanema sprawiła, że zbieraliśmy zęby z piasku :) A zasługa w gigantycznych formacjach skalnych wyrastających tuż przy plaży. Niedaleko brzegu postanowiła natomiast osiąść małą wysepką, żeby cieszyć plażowiczów małymi palemkami na niej rosnącymi - kawałek raju na ziemi :) Zasłużenie Ipanema ma sławę tej bardziej luksusowej plaży.

No i przy ipanemskiej plaży spotkała nas polska niespodzianka :) Zupełnie zwyczajnie, przechodząc przez ulicę w poszukiwaniu pysznych sucos (sucos to nic innego jak soczek wyciskany ze świeżych owoców) spotkaliśmy popiersie Józefa Piłsudskiego, ufundowane przez polonię w Brazylii :) Spojrzeliśmy na naszego komendanta z uśmiechem, on do nas pomachał wąsem i rozeszliśmy się w swoje strony :))))



Copacabana...


Ipanema... :)


W centrum Rio de Janeiro :)

Nasz "przepiękny" pokój w Rio...

Brak komentarzy: